Fundacja dla Zwierząt | www.argos.org.pl

Główny Lekarz Weterynarii o kotach miejskich

Reprodukujemy tu pismo Głównego Lekarza Weterynarii do Fundacji For Animals, w którym zajął on stanowisko w sprawie sposobu traktowania kotów miejskich.

Pismo Głównego Lekarza Weterynarii
z 14.11.2008 (GIWz.400/AW-103/08)

PDF [PDF 790KB]

Pismo to dotyczy wielu wątpliwości i wątpliwej praktyki wobec "kotów wolno żyjących w aglomeracjach miejskich" – jak to określono w piśmie, czyli zwierząt, które my tu nazywamy kotami miejskimi.

Pismo to można traktować jako wykładnię przepisów prawa o tyle, że Główny Lekarz Weterynarii jest zwierzchnim organem Inspekcji Weterynaryjnej, której ustawa o ochronie zwierząt powierzyła nadzór nad przestrzeganiem przepisów o ochronie zwierząt. Niezależnie od tego, Inspekcja nadzoruje działalność schronisk dla bezdomnych zwierząt. Warto zatem wskazać na kontekst formalno-prawny w jakim na to pismo można się powoływać.

Czy koty miejskie są zwierzętami bezdomnymi?

Zwierzęta bezdomne, to w myśl znanej definicji z ustawy o ochronie zwierząt, takie "zwierzęta domowe i gospodarskie, które uciekły, zabłąkały się lub zostały porzucone przez człowieka, a nie ma możliwości ustalenia ich właściciela lub innej osoby, pod której opieką trwale dotąd pozostawały".

Z tego punktu widzenia, koty miejskie nie są zwierzętami bezdomnymi, bo nigdy właściciela nie miały, zatem nie mogły mu "uciec, zbłąkać się lub być porzucone". Chyba, żeby to "porzucenie" odnosić nader ogólnie i historycznie do całego zjawiska. Także "brak możliwości ustalenia właściciela", to logicznie coś innego niż pozytywne ustalenie, że właściciela nie było i nie ma. Formalnie zatem koty miejskie nie powinny trafiać do schronisk dla bezdomnych zwierząt. (Patrz także pismo Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi, gdzie stwierdza się m.in., że schroniska dla zwierząt przeznaczone są dla zwierząt bezdomnych w ścisłym rozumieniu ustawy, a także dla urzędowo odebranych ofiar znęcania się).

Koty miejskie często określane są jako "wolno żyjące", dla podkreślenia, że trwale żyją bez przypisania do konkretnego właściciela. Kłopot polega na tym, że ustawa o ochronie zwierząt posługuje się tym terminem jako synonimem zwierząt dzikich. Pytaniem jest, czy koty miejskie należy zatem zaliczyć do kategorii zwierząt dzikich – bo i taką propozycję można spotkać.

Z pewnością nie. Podział na zwierzęta "domowe", "gospodarskie" i "dzikie" dotyczy ogólnego usytuowania prawnego tych zwierząt wobec człowieka i jego interesów, co ma daleko idące konsekwencje dla ich traktowania. Miejscem dla zwierząt dzikich jest zasadniczo stan natury, więc sposobem ich traktowania przez człowieka jest powstrzymanie się od ingerencji, konserwacja tego stanu natury i jego ochrona przed nadmierną eksploatacją. Zwierzęta te podlegają ochronie prawnej, ale nie jako osobniki (np. przed zjadaniem jednych przez drugie) ale jako ekosystemy, gatunki i populacje.

Zupełnie inna jest sytuacja prawna zwierząt "domowych" i "gospodarskich", które jako konkretne osobniki pozostają związane z człowiekiem stosunkiem opieki i własności. Stosunek ten uregulowany jest inaczej wobec zwierząt gospodarskich, których celem utrzymywania jest korzyść człowieka z ich śmierci, a inaczej wobec zwierząt domowych.

Co najbardziej istotne, zaliczenie do którejkolwiek kategorii zasadniczo dotyczy gatunków, a nie osobników czy inaczej wyodrębnionych grup zwierząt. Naruszenie tej zasady wiąże się z psuciem prawa i obyczajów (np. kategoria "zdziczałych psów i kotów", które mogą być zwalczane przy pomocy broni palnej). Zaliczenie całego gatunku "kot domowy" do zwierząt dzikich było by oczywistym absurdem, podobnie jak doszukiwanie się wśród kotów miejskich, takich, które są "dzikie" ale znacznie się oswoiły i odróżnianie ich od takich, były "domowe" ale po ich wyrzuceniu przez ludzi trochę "zdziczały".

Co proponuje Główny Lekarz Weterynarii?

Główny Lekarz Weterynatrii na szczęście nie wnika w zawiłości formalne, lecz przede wszystkim opisuje pewien sposób praktycznego traktowania kotów miejskich i rysuje pewną wizję stanu docelowego. Całkowicie przy tym nawiązując do poglądów, które zaczęły dominować wśród ludzi praktycznie zajmujących się pomocą kotom miejskim.

Ważkie, choć oględnie wyrażone, jest stwierdzenie, że schroniska nie są miejscem opieki dla kotów. A przynajmniej nie powinny być żadnym rutynowym sposobem traktowania kotów miejskich. Podkreślone jest zadanie zapanowania nad reprodukcją, jako warunku efektywnej pomocy tym zwierzętom. Istotna jest wizja stanu docelowego, by wiedzieć w każdym przypadku, po co danego kota umieściliśmy w jakimś schronisku, albo po co go sterylizujemy. By nie było tak jak w schronisku miejskim w Łodzi, gdzie w 2004 roku sterylizowano 52% z ponad tysiąca przyjętych kotów, ale przeżywało ich tylko 38%. Ważny jest nacisk położony na współodpowiedzialność ludzi, wśród których żyją koty miejskie. Taką współodpowiedzialność i porozumienie, które zostąpi w niezbędnym zakresie konkretnego właściciela dla konkretnego osobnika gatunku "kot domowy".

Oby upowszechniła się opisana się przez Głównego Lekarza Weterynarii dobra praktyka i wizja celu, jakim jest trwała, ograniczona populacja kotów miejskich, dobrze się mających pod wspólną opieką ludzi. Wtedy bez trudu też przyszło by unormowanie sytuacji prawnej tych zwierząt, np. jako zwierząt domowych, do których miało by zastosowanie odpowiednie uszczegółowienie definicji bezdomności.

W każdej dziedzinie dobra praktyka powinna poprzedzać i kierować zmianami prawa, bo tylko wtedy będzie ono jasne i skuteczne. Pozostaje mieć nadzieję, że Główny Lekarz Weterynarii nie ograniczy się do jednorazowej wypowiedzi co do dobrych praktyk, a także nie ograniczy się do tego jednego zagadnienia.


Patrz także:

Apel prezydenta Warszawy w sprawie kotów miejskich   PDF [PDF 85KB]