Fundacja dla Zwierząt ARGOS | www.argos.org.pl

Hycle ze schroniska w Ełku zabierają z ulicy psa potrąconego przez samochód, 09.12.2009

Bezdomne psy w Ełku

Na początku grudnia 2009 r. opublikowany został film pokazujący jak pracowników miejskiego schroniska, gdy ciągną na pętli rannego psa i na tej pętli wrzucają na samochód. Prawo jednoznacznie zakazuje transportu zarobkowego rannych zwierząt. Mogą być transportowane tylko do lekarza lub na zlecenie lekarza. (Rozporzadzenie Rady (WE) Nr 1/2005)

  Reportaż TV Polsat (10.12.2009).

Miejskie schronisko dla bezdomnych zwierząt w Siedliskach k/Ełku prowadzone jest przez Zarząd Główny Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce. Kieruje nim lek. wet. Lech Dąbrowski, członek zarządu TOZ w Ełku. Doktor Dąbrowski wyłapuje psy, nawet ranne po wypadkach i zwozi je do schronisku w Siedliskach, ale nie po to by je leczyć. Swój gabinet ma bowiem w Ełku przy ul. Mickiewicza. Nikomu ne przeszkadza, że schroniskow Ełku zostało formalnie zamknięte z końcem 2007 r. (tzn. skreślone z rejestru Inspekcji Weterynaryjnej). Tym lepiej, bo to oznacza tylko wycofanie nadzoru ruządowego nad tym, co ełccy urzędnicy razem z TOZ wyrabiają z bezdomnymi zwierzętami.

Schronisko w Siedliskach powstało na początku lat 90., przy miejskim wysypisku śmieci. Najpierw służyło do uśmiercania bezdomnych psów po 14 dniach pobytu, a po 1997 r., od czasu nowej ustawy o ochronie zwierząt – pozbywania się ich w pokątny sposób, głównie przez ich zaniedbanie i doprowadzanie do zagryzania się. W latach 2003-2005 w schronisku przeznaczonym na 32 psy przebywało ich bowiem około setki.
(www.psidom.elknet.pl/historia.html).

W 2002 r. Rada Miasta Ełku podjęła uchwałę o wyłapywaniu bezdomnych zwierząt. Wbrew ustawie, w Ełku miały być wyłapywane nie tylko psy nie posiadjące właścicieli (bezdomne) ale także te, które nie miały dostatecznej opieki. Wyłapywanie miało być limitowane pojemnością schroniska w Siedliskach, ale ograniczenie to nie było przestrzegane. Wyłapywanie stało się bowiem opłacalnym procederem, niezależnie od tego czy rzeczywiście służyło to rozwiązaniu problemu i niezależnie od tego, co się dalej ze zwierzętami działo. Wbrew ustawie, los zwierząt nie został określony w prawie miejscowym, lecz miał być określony w umowie między Miastem a TOZ.

Ełk, 2007 r. Arkadiusz Golański strzela do psów środkiem usypiającym. Prawo zezwala na to tylko lekarzom weterynarii. (źródło: Gazeta Współczesna).

W 2006 r., gdy okazało się, że pomimo wyłapywania i zagryzania się psów w schronisku, problem dalej narasta, władze Ełku postanowiły opróżnić schronisko wysyłając psy w nieznane. Nieformalny przetarg na wywiezienie psów wygrał Arkadiusz Golański z Mińska Mazowieckiego, który w latach 2006 i 2007 wywiózł z Ełku 256 psów, w tym 155 ze schroniska w Siedliskach i 101 wyłapanych przez siebie na terenie miasta.

Wiceprezydent Krzysztof Wiloch zapewniał na łamach prasy, że miasto dołoży wszelkich starań, aby psy trafiły do innych schronisk: "Słyszy się o aferach w kraju, że pieski zostały uśmiercone. My po wygranym przetargu przez daną firmę sprawdzimy, gdzie trafią zwierzęta, odwiedzimy to schronisko".

Jednak Krzysztof Wiloch nie zamierzał nic sprawdzać ani nikogo odwiedzać. Wedle umowy, setką psów z Ełku miał zająć się sam Golański, który nie prowadził żadnego schroniska a jedynie wyłapywał psy z licznych gmin i rzekomo umieszczał je w schronisku dr. Klamczyńskiego w Wołominie. Jednak ełckie psy przeżyć tam nie mogły, bo jest to schronisko jeszcze mniejsze niż w Siedliskach (na 20 psów) i miało w tych latach własne manko sięgające setek psów pochodzących z kilkudziesięciu gmin.

Schronisko w Wołominie także musiało hurtowo pozbywać się psów. Ich rzekomy odbiór kwitowało z kolei schronisko w Celestynowie, prowadzone przez Izabelę Działak, prezesa Zarządu Głównego TOZ. Schronisko to nie prowadzi ewidencji, a dane z nadzoru nad tym schroniskiem wskazują na manko rzędu 900 psów w 2006 r. Stosowana tam technologia utrzymymwania psów luzem w wielkich stadach gwarantuje, że każdy nadmiar psów zlikwiduje się samoczynnie.

W ten sposób kółko interesów z TOZ się zamyka. Za pieniądze Miasta Ełk i pod auspicjami Zarządu Głównego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce dokonano "zniknięcia" setek psów w łańcuszku pośredników, którzy na tym zarobili.

  Reportaż TVP z Celestynowa, luty 2007 r.

Efekty działalności Ewy Biedrzyckej: trupy psów pozostawiane w kolejnych jej "przytuliskach", dokąd trafiały psy z wielu gmin, także za pośrednictwem Golańskiego i od Klamczyńskiego z Wołomina.

W 2007 r. Golański miał też zabrać z Siedlisk 55 psów do "przytuliska Barnaba" prowadzonego przez Ewę Biedrzycką. Schronisko to zarajestrowane jest w bloku na warszawskim osiedlu, przy ul. Broniewskiego 6, m. 78.

Wiceprezydent Krzysztof Wiloch mógł by jednak znaleźć namacalne ślady po tych psach w postaci padliny, którą Ewa Biedrzycka pozostawiała w kolejnych wynajmowanych pokątnie gospodartwach rolnych we wsiach Krężel i Nowa Wieś (pow. grójecki) oraz Maciejowice (pow. kozienicki). Ta padlina, pomieszana z żywymi jeszcze psami to właśnie te, o których miały być, zgodnie z warunkami przetargu o ich wyłapywanie w Ełku, "przedkładane raz na pół roku informacje na temat stanu zwierząt w schronisku, tj. ilości zwierząt przyjętych do schroniska i ilości zdjętych ze stanu z podaniem przyczyn"

  Reportarz TV Polsat z 2008 r. o działalności Ewy Biedrzyckiej.

Problem psów w Ełku polega na tym samym co w całej Polsce. Są bezmyślnie rozmnażane i porzucane, a gdy zaczynają przeszkadzać – są tępione. Szczególny problem Miasta Ełk polega na tym, że jego władze zamiast temu przeciwdziałać, same dają znakomity przykład porzucania i tępienia. A płacąc publiczymi pieniędzmi, łatwo znajdują chętnych i pomysłowych wykonawców – lekarzy weterynarii, "miłośników" z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i zaradnych przedsiębiorców.

Przestępstwo porzucania zwierząt i znęcania się nad nimi znajduje ochronę ze strony organów ścigania, zwłaszcza gdy organizowane jest przez funkcjonariuszy publicznych. O przestępstwie urzędników Miasta Ełk zawiadomiliśmy prokuraturę w czerwcu 2009 r. Do tej pory nie wszczęto jednak żadnego postępowania w tej sprawie. Wprawdzie schronisko w Wołominie już nie kwituje psów, a Arkadiusz Golański zmienił fach z hycla na przedsiębiorcę pogrzebowego, to jednak układ interesów pod szyldem Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami dalej prosperuje, tym bardziej, że ceny za pozbycie się "sztuki" stale rosną.


Dokumenty: