Fundacja dla Zwierząt ARGOS | www.argos.org.pl

Psy ze Starachowic w Miedarach

źródło: Gazeta.pl, Katowice -- 21 lipca 2005

Małgorzata Goślińska

Gdzie jest 500 zwierząt, które pojechały do schroniska w Miedarach?

Do prywatnego schroniska w Miedarach od trzech lat trafia dwa razy więcej psów, niż figuruje w dokumentach. Inspektorat weterynarii nie kontroluje transportu bezdomnych zwierząt

Schroniskiem dla zwierząt w Miedarach zainteresowała się Fundacja Arka z Warszawy, gdy w maju likwidowano przytulisko w Starachowicach. - Nie mogliśmy znaleźć miejsca dla starachowickich psów. Nikt ich nie chciał, bo wszystkie schroniska w Polsce są przepełnione, a Miedary chciały aż 12. Za jednego dostały 227 zł - mówi Aniela Roehr z Arki.

Sprawdziła, skąd jeszcze Miedary biorą zwierzęta. Okazało się, że schronisko ma podpisaną umowę aż z 14 gminami. Są to: Pyskowice, Strzelce Opolskie, Siewierz, Kluczbork, Brzeg, Zbrosławice, Wielowieś, Psary, Zdzieszowice, Miasteczko Śląskie, Piekary Śląskie, Tworóg, Świerklaniec i Kłobuck.

Główny Inspektorat Weterynarii podaje, że w 2003 roku [to najnowsze dostępne dane - przyp. red.] schronisko w Miedarach przyjęło 251 zwierząt. Roehrowej ta mała liczba nie dała spokoju. Spytała we wszystkich 14 gminach, ile psów i kotów oddały Miedarom. Z jej wyliczeń wyszło, że aż 551, czyli ponad dwa razy więcej! Nieoficjalnie ustaliła, że podobna różnica pojawiła się rok później. Arka przekazała sprawę Śląskiemu Wojewódzkiemu Inspektoratowi Weterynaryjnemu. - Schronisko jest dobrze utrzymane - oświadcza spokojnie Tadeusz Sarna, śląski lekarz weterynarii.

Rzeczywiście. Jest czyściutko, budy nowe, na podwórzu rosną drzewka w drewnianych klombach, siatki wybiegów upiększają pelargonie. Znajduje się pod lasem, na uboczu wsi. Jednym słowem - sielanka.

- Ale liczby zwierząt się nie zgadzają. 500 gdzieś znikło - nie odpuszczam lekarzowi. - Albo dane są fałszowane. Cały czas śledzimy sprawę - tu Sarna odsyła mnie do Adama Drewnioka, powiatowego lekarza weterynarii w Tarnowskich Górach.

Drewniok jednak sprawę dawno zakończył. Sprawdził dokumentację w schronisku i wyrywkowo kilka adopcji. Wszystkie zwierzęta były pod wskazanymi adresami.

W Miadarach jest jednak niewiele adopcji. 170 zwierząt oddanych w 2003 roku to skromnie jak na Śląsk. - Może giną w czasie transportu? - podsuwam Sarnie.

- My kontrolujemy tylko warunki w schronisku. Zwierzęta są dowożone pojedynczo. Musielibyśmy za każdym jeździć - ucina lekarz i proponuje mi kontakt z prokuratorem.

Roehr: - Obowiązkiem lekarza weterynarii jest ustalić, co się stało z tymi 500 zwierzętami. To on powinien oddać sprawę do prokuratury. My to zrobimy na pewno. Masowa eutanazja jest karalna.

Anna Czempik, właścicielka schroniska w Miedarach, nie zatrudnia hycla, wyłapywaniem i dowozem psów zajmują się poszczególne gminy. - Więc musi kwitować odbiór, bo nie dostanie pieniędzy - zauważa Roehr.

- Ale nie wszystkie zwierzęta wpisuję w stan. Mamy umowy z innymi, mniejszymi schroniskami, które biorą od nas psy, jak nasze jest przeładowane - wyjaśnia Czempik, wcale nie wypierając się różnicy w liczbach ustalonej przez Arkę.

- Co to za schroniska? - dopytuję.

Czempik: - W tej chwili już żadne, bo wszystkie się polikwidowały.

- A jakie to były? - naciskam.

Okazuje się, że tylko jedno w pobliskich Wilkowicach, również prywatne. Nim zostało zamknięte, było wokół niego wiele kontrowersji. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami podejrzewało między innymi, że Wilkowice sprzedają psy na walki.

Schronisko w Miedarach jest małe, na 160 zwierząt. Nawet te miejsca nie są zapełnione. W tej chwili żyją tu 104 psy. Nie prowadzi akcji adopcyjnej, nie ma strony internetowej. - Ktoś bierze pieska i przekazuje informację o naszym schronisku dalej, bratu, koledze, znajomym - mówi Czempik.

Roehr: - 500 zwierząt po 200 zł od łba to ładna suma. W ten sposób zarabia się na psach. Wspaniała działalność gospodarcza.

Drewniok: - Może sprawą powinien zająć się urząd skarbowy?

  Aktualne statystyki schroniska w Miedarach