Fundacja dla Zwierząt | www.argos.org.pl

Raport "Hycel 2004" - echa prasowe

Raport "Hycel 2004", Grażyna Ostropolska, "Express bydgoski", 27.05.2005

Jest wstrząsający. Odsłania wstydliwą prawdę. O nas i naszych braciach mniejszych. Winien go przeczytać każdy, kto ma lub chce mieć psa. Przypomni o odpowiedzialności tym, którzy zwierzę traktują jak zabawkę. Odsłoni hipokryzję polskiego prawa.

Z raportu "Hycel 2004" wyłania się ponury obraz masowej eutanazji zwierząt w polskich schroniskach. W Suwałkach usypia się 67 proc. bezdomnych psów, w Bydgoszczy 38 proc., w Toruniu 29 proc. W liczbach wygląda to jeszcze gorzej.

W 2003 r. w łódzkim schronisku poddano eutanazji 830 psów, a 677 padło. W Bydgoszczy uśpiono 753 sztuki (padło 157). W Toruniu uśmiercono 260, a we Włocławku 250 psów. Oficjalnie mówi się o eksterminacji zwierząt nieuleczalnie chorych, agresywnych, ślepych miotów. Praktyki są inne. Usypia się psy wymagające kosztownego leczenia, te które mogą zarazić inne lub są za stare i za brzydkie na adopcję.

Czasami przyczyna jest bardziej prozaiczna. Schronisko, by otrzymać certyfikat jakości, sprostać wymogom inspekcji sanitarnej winno wykazać się tzw. dobrostanem zwierząt. Muszą mieć one odpowiednią przestrzeń, wyżywienie, higienę i opiekę. Łatwo sprostać tym oczekiwaniom (przy niewystarczających finansach), gdy w schronisku jest kilkadziesiąt, góra – 200 psów. Gorzej, gdy przybywa 2,5 tysiąca zwierząt w roku, a tylko połowa trafia do adopcji. Przyczyn eutanazji nikt nie analizuje. To suche statystyki przyjmowane są na wiarę. Raport „Hycel – 2004” sfinansowała fundacja imienia Stefana Batorego. Analiza urzędowych dokumentów, m.in. wyników kontroli NIK ze 145 polskich schronisk, ukazuje drugie dno naszej miłości do zwierząt – łamanie ustawy o ochronie zwierząt i bezpardonową rozprawę gmin z bezdomnymi psami.

Hycel jawny i ukryty

Przedwojennego hycla (przetrwał w Polsce Ludowej do 1957 r.) zastąpiło mniej oficjalne hyclowanie. W latach 60. problemem bezdomnych zwierząt obarczano rady narodowe. Miały one finansować schroniska, prowadzone przez zakłady oczyszczania. Psom pozwolono tam przebywać 14 dni, kotom – 5. Uratowały się tylko te odebrane przez właścicieli i rasowe, którym nowy dom znajdywały związki: łowiecki lub kynologiczny. Nowa ustawa o ochronie zwierząt z 1997 roku miała położyć kres ich uśmiercaniu z powodu bezdomności. Nałożyła na gminy obowiązek ich wyłapywania i kierowania do schronisk. Bez obowiązku prowadzenia i finansowania takich placówek. „ W ten sposób brutalną, ale jawną i kontrolowana politykę utylizacji bezdomnych zwierząt, zastąpiono polityką skrytą za humanitarnymi frazesami, praktyką gminnych interesów, z ich łapaniem i pokątnym likwidowaniem” – oceniają autorzy raportu. Dowodzą, że komercyjne wyłapywanie zwierząt za pieniądze gmin, stało się już intratnym biznesem.

Tylko w woj. mazowieckim powstało kilkadziesiąt firm, które wyciągają z gminnej kasy 5 mln zł rocznie. Przyjmują one jednorazową opłatę za tzw. umieszczenie zwierzaka w schronisku. Często jest to 200 zł, które wystarcza na jego likwidację. Stawka będzie coraz niższa, bo teraz gminy muszą organizować przetargi. Na zapleczu już powstają komercyjne schroniska, wyspecjalizowane w nielegalnym, za to szybkim i zyskownym pozbywaniu się zwierząt. Te, które nie będą chciały ich uśmiercać, skazane będą na degradację.

Wzorce i frustraci

Bydgoskie schronisko (jednostka budżetowa z prawem do prowadzenia własnej działalności gospodarczej) znalazło się na drugim miejscu w kraju pod względem liczby usypianych zwierząt. Procentowo – też powyżej średniej krajowej (ta wynosi 25%) – Nie wiem, czy jest to dużo, czy mało – ocenia dyrektor Izabella Szolginia. – 38% psów poddawanych tu eutanazji mieści się w średniej statystyce światowej. Ja nigdy tej statystyki nie ukrywałam. Nawet przed dziećmi, które edukuję w szkołach. Mówię im, żeby sobie wyobraziły, że kierują schroniskiem, do którego trafia bardzo chory pies. Lekarz twierdzi, że jest 10% szans na jego wyleczenie. Nie ma warunków na jego izolację, może zarazić inne. Co robić? Uratować jednego czy resztę? Dzieci same muszą na to pytanie odpowiedzieć.

To dziennikarze i ludzie sfrustrowani interesują się eutanazją, szukają sensacji, Można dokopać schronisku, żeby się wyładować. Na szczęście jest dużo ludzi, którzy rozumieją, że schronisko nie jest po to, żeby mordować bezbronne zwierzęta, lecz po to, by ustrzec środowisko przed chorobami zakaźnymi i agresywnymi psami, a takich, m.in. nieracjonalnie rozmnożonych amstafów nie brakuje. Trafiają też do nas psy chore psychicznie i powypadkowe, które nie staną na nogi, będą robiły pod siebie, bez szans na adopcję. Takie poddawane są eutanazji. I nie ja, dyrektor-zootechnik, podejmuję taką decyzję, tylko lekarz weterynarz. Jestem wiceprezesem Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt, którego zadaniem jest edukowanie, a nie bicie piany. To dzięki naszej organizacji został wprowadzony zwyczaj kontrolowania schronisk. Sama bym sobie na szyję stryczka nie zakładała, chcąc coś ukryć.

Bydgoskie schronisko zajmuje parę hektarów na skraju miasta i cieszy oko. Czyste, zadbane, przestronne. Drzewa, kwiaty, nowe chodniki, kafle, przestronne boksy, wybiegi, budy dla psów przeznaczonych do adopcji. – nasza pani dyrektor cudów tu dokonuje – mówią o Szolgini pracownicy. Ludzie też chętniej biorą ładnego psa z czystego schroniska. Bez wątpienia dobry z Szolgini organizator. Zna się na marketingu, potrafi pozyskać sponsorów, wydobyć z gminy fundusze. I to nie małe.

Pieniądze i statystyki

- Pokrywamy w całości koszty utrzymania schroniska – informuje miejski skarbnik, Ambroży Pawlewski – W tym roku przeznaczyliśmy 644 tyś. zł na utrzymanie 17 osób personelu i wydatki rzeczowe. Daliśmy kolejne już 300 tys. zł na rozbudowę schroniska.

Skarbnik nie zna raportu i smutnej statystyki. Nic dziwnego, bo ta – zdaniem Szolgini – rajcuje tylko dziennikarzy i frustratów. Schroniskowa eutanazja nie szokuje powiatowego lekarza weterynarii, dr. Mariana Szymańskiego. W ub. roku sporządzał raport na tę okoliczność. Jego wyniki są zbieżne z tymi, które publikuje „Hycel – 2004”.

- W 2003 roku do bydgoskiego schroniska przyjęto 2426 psów i 1323 koty – wylicza Marian Szymański. – Były 1483 adopcje, 500 zwierząt poddano sterylizacji, a 753 psy 696 kotów uśpiono. Inspekcja weterynaryjna nie analizuje przyczyn. Doktor Szymański uważa, że eutanazja zwierząt to zło konieczne: - Do niedawna mieliśmy w Bydgoszczy 300 ukąszeń przez psy rocznie, teraz trochę mniej. Trzeba je wyłapywać, bo stanowią zagrożenie. Ubolewa, że schronisko robi to do godziny 15.00, a po południu słabo przeszkoleni strażnicy miejscy bez odpowiednich ubrań i narzędzi.

Psy, świnie i lwy

Schronisko przy ul. Grunwaldzkiej przewidziano na 100 psów. Dziś robi się wszystko, żeby nie było ich więcej niż 200. Zagęszczenie powoduje frustrację zwierząt, podatność na choroby. – Eutanazji – twierdzą zgodnie lekarze – nikt nie robi dla przyjemności. To wykładnik indolencji społeczeństwa, bezmyślności tych, którzy biorąc zwierzę do domu, zapominają o obowiązkach. O zaszczepieniu, odrobaczeniu, sterylizacji..

Lekarze doświadczają tej niewiedzy na co dzień. Przychodzą ludzie z półrocznym szczeniakiem chorym na nosówkę i dziwią się, że na to tez się szczepi. Wychodzą z psem ze schroniska oraz stosem broszur, jak o niego dbać i nie czytają. Tysiące ulotek, setki plakatów i książek rozprowadzanych w szkołach na razie niewiele daje, ale kropla drąży kamień. W bydgoskim schronisku odbywają się szkolenia weterynarzy z całej Polski, placówka ta uchodzi wręcz za wzorcową.

- Będę broniła schroniska jak lew – zapowiada Izabela Szolginia. Anglicy z Królewskiego Towarzystwa Zapobiegania Okrucieństwu Zwierząt dali nam dwa certyfikaty i jasno powiedzieli, że mamy dostosować liczbę zwierząt do miejsca, czyli powinnam uśmiercać. Nie będę natomiast odmawiać przyjmowana nowych zwierząt do schroniska. Dostanie się takie w niepowołane ręce, zostanie powieszone za stodołą albo zginie w mękach, potrącone przez samochód. A tych, którzy oburzają się na humanitarne usypianie psów, porównałabym do tych, co to zajadając różową szyneczkę krytykują ubojnie, w których dzieją się naprawdę złe rzeczy. A przecież świnia jest inteligentniejsza od psa.

Co innego na szkoleniach organizowanych przez Królewskie Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu Zwierząt usłyszała Ewa Roszko. Prowadzi ona schronisko dla psów w Rozważynie, koło Nakła.

- Zapytaliśmy Anglików, jak wygląda u nich eutanazja w schroniskach – wspomina Ewa Roszko. – Usłyszeliśmy, że kilkanaście lat temu uśmierceń było dużo. Teraz zwierzęta się sterylizuje i jeżeli któreś ma być uśpione, rusza masowa akcja szukania dla niego domu. Uczestniczą w niej wszystkie organizacje, broniące praw zwierząt oraz media. Anglicy wprowadzili też rygorystyczne kary dla właścicieli porzucających zwierzęta. Nie trudno ich znaleźć, bo zwierzęta są znakowane.

Azyl bez hipokryzji

W raporcie „Hycel – 2004” oraz protokole NIK z 2000 roku schronisko w Rozważynie zajmuje chlubna pozycję. Jest jedynym, w którym nie przeprowadza się eutanazji.

- Takie jest założenie nakielskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami – mówi Ewa Roszko. – Tylko w niezbędnych przypadkach decydujemy się na taki krok. Mamy ponad 200 psów. Większość to staruszki, powyżej 10 lat. Zdrowe i wesołe. Najmłodsze to trzylatki. To prawdziwy azyl dla zwierząt skrzywdzonych przez człowieka, wyrzucanych, bitych. Gdyby po tych przejściach miały trafić do azylu, gdzie funduje się im rzekomo humanitarną eutanazję – była by to hipokryzja. My nie mamy żadnych dotacji z gmin, pomagają nam sponsorzy.

Psami na stałe zajmują się dwie osoby. Nie ma tu na etacie lekarza. Jak zdarzy się coś poważnego, pani Ewa bierze psa do auta i wiezie do weterynarza. Czasem pomaga jej bydgoskie schronisko, najwięcej bydgoski klub przyjaciół zwierząt „Animals”. Tu jednak nowych psów już się nie przyjmuje.

Edukacja od przedszkola - Izabella Szolginia

Dla mnie hipokryzją jest, gdy ktoś mówi, że bardzo kocha swoje zwierzę, ale go nie zaszczepi, bo po co? Edukację trzeba prowadzić od przedszkola. Dzieci powinny uczyć się jak dbać o psa. Dostarczam najmłodszym uczniom książki, w których nauka łączy się z zabawą. Chcemy też edukować dorosłych. Przygotowujemy w Bydgoszczy konferencję o „Wprowadzeniu edukacji humanitarnej w szkołach wyższych”. Absolwenci takich kierunków jak weterynaria, biologia, przyroda czy agroturystyka wiedzą, jak wyglądają zwierzęce kości, rozpoznają choroby, ale nikt ich nie uczył, że zwierzęta myślą i czują. Potrzebne jest ministerialne rozporządzenie, żeby takie nauczanie wprowadzić. Wyjdziemy z takim postulatem. Co jeszcze można zrobić, żeby chorych i wyrzucanych psów było mniej? To proste. Wprowadzić obowiązkowe znakowanie zwierząt i zachęcić do ich szczepienia. Motywacją dla właścicieli czworonogów będzie z pewnością wprowadzenie ulgi w podatku od psa – dla tych, którzy taką troskę udokumentują. Jeżeli uda się też przekonać społeczeństwo, że sterylizacja zwierzaka to nic złego – eutanazji będzie dużo mniej. A w dane z raportu ja tak do końca nie wierzyłabym. Niektóre schroniska chcą wypaść lepiej i zaniżają dane. My podajemy do statystyki nawet ślepe mioty.

Animalsi oświadczają

Prezes bydgoskiego Klubu Przyjaciół Zwierząt „Animals”, Irena Janowska, po przeczytaniu raportu wydała oświadczenie: „Pytano, dlaczego w wydawanych przez „Animalsów” broszurkach: „Bydgoszcz – miasto przyjazne zwierzętom” nie ma wypowiedzi na temat schroniska. Otóż my uważamy, że nie jest ono przyjazne dla zwierząt. Teraz już wiemy, że to raczej ubojnia, niż schronisko. Raport „Hycel – 2004” to potwierdził. Każe się podziwiać wykafelkowane, nieprzepełnione schronisko. To szczyt cynizmu chwalić się uzyskaniem jakiegoś brytyjskiego certyfikatu, który ma świadczyć o doskonałości bydgoskiego schroniska, wiedząc, że ten europejski standard opłacono taką walutą. Zabiciem setek bezimiennych, bezpańskich psów. Bezbronnych, bo nikt nie stanie w ich obronie. Nie usłyszymy ich skargi.”