Fundacja dla Zwierząt ARGOS | www.argos.org.pl

Projekt po zmianach

sierpień 2011

Dziesiątki organizacji społecznych z całej Polski, zajmujących się ochroną zwierząt i nie tylko, umówiło się na marsz poparcia nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, w dniu 18 sierpnia 2011 w Warszawie, kiedy to oczekują drugiego czytania ustawy w Sejmie.

Większość tej publiczności kieruje się zapałem, ale nie znajomością ustawy, którą ma zamiar popierać. Obszerne uzasadnienie projektu, z którym każdy mógł się łatwo zapoznać, mówi co innego niż proponowane zmiany w samych przepisach, które wszak niełatwo prześledzić i ocenić.

Tą zaskakującą rozbieżność opisaliśmy już wcześniej ("Ustawa dla pet-biznesu"). Tymczasem pierwotny projekt uległ jeszcze istotnym zmianom i warto je odnotować (patrz: sprawozdanie komisji z dnia 28 lipca 2011, druk sejmowy nr 4504).

 

1. Usunięcie wyższego zagrożenia za znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem

W uzasadnieniu do pierwotnego projektu stwierdza się, że zaostrzenie przepisów karnych pozwoli sądowi orzekać bardziej restrykcyjnie w sprawach czynów najbardziej drastycznych, [popełnionych] ze szczególnym okrucieństwem. Jednak projekt, w ostatniej znanej wersji, przewiduje zmianę w odwrotnym kierunku.

Główny przepis karny obecnej ustawy, zawarty w art. 35, ust. 1, odnosi się do dwóch rodzajów czynów:

  • zabicia (uśmiercenia, uboju) zwierzęcia wbrew przepisom,
  • znęcania się nad zwierzęciem.

Przepis zawarty w ust. 2, przewiduje wyższe zagrożenie karne dla obu rodzajów czynów, w przypadku "działania ze szczególnym okrucieństwem", zarówno skutkującego zadaniem śmierci (zabicie, uśmiercenie, ubój) jak i bez takiego skutku (znęcanie się).

Ustawa zawiera ponadto definicję "szczególnego okrucieństwa zabijającego zwierzę" (art. 4, pkt 12), która precyzuje jak rozumieć szczególne okrucieństwo w przypadku zabicia:

"szczególne okrucieństwo zabijającego zwierzę" – rozumie się przez to przedsiębranie przez sprawcę działań charakteryzujących się drastycznością form i metod zadawania śmierci, a zwłaszcza zadawanie śmierci w sposób wyszukany lub powolny, obliczony z premedytacją na zwiększenie rozmiaru cierpień i czasu ich trwania.

Ustawa nie zawiera natomiast definicji szczególnego okrucieństwa w przypadku znęcania się (tj. bez powodowania śmierci). Być może dlatego, że pojęcie "znęcania się" zawiera obszerny i otwarty katalog zróżnicowanych czynów, więc ustawodawca postanowił nie ograniczać możliwości uznania któregoś z takich czynów za "szczególnie okrutne".

Projekt zmiany ustawy wnosi najpierw zmianę redakcyjną. Ujmuje dwa rodzaje czynów z dotychczasowego art. 35, ust. 1 w dwóch osobnych ustępach: ust. 1 – zabicie; ust. 1a – znęcanie się.

Następnie przewiduje podniesienie zagrożenia karnego o rok. W przypadku podstawowego typu czynów (ust. 1 i 1a), z roku na dwa lata. W przypadku typu kwalifikowanego (ust. 2 – czyli tychże czynów popełnionych ze "szczególnym okrucieństwem") z dwóch na trzy lata.

Ale wnosi także jeszcze inną zmianę. Otóż z wyżej cytowanej definicji (art. 4, pkt 12) usuwa się słowa "zabijającego zwierzę". Usunięcie tych dwóch słów jest nader istotne, bo rozszerza zakres stosowania tej definicji. Teraz odnosi się ona do obu rodzajów czynów (art. 35 ust. 1 i 1a). Natomiast bez zmiany została treść definicji, z której wynika, że zdefiniowane tam "szczególne okrucieństwo" może dotyczyć tylko czynów skutkujących śmiercią (bo mowa tam o "formach i metodach zadawania śmierci").

W sumie więc, niezależnie od ogólnego podniesienia zagrożenia karnego, jakiekolwiek czyny, jeśli nie doprowadziły do śmierci zwierzęcia, nie będą już mogły być uznane za popełnione za "szczególnym okrucieństwem" i nie będą zagrożone wyższą karą – choć do tej pory były. Jest to zmiana dokładnie przeciwna zapewnieniu, zawartemu w uzasadnieniu projektu, że zaostrzenie przepisów karnych pozwoli sądowi orzekać bardziej restrykcyjnie w sprawach czynów najbardziej drastycznych.

(Na marginesie można też wyrazić zdziwienie, że projektuje się (art. 35, ust. 2), by sąd orzekał przepadek ofiary czynów wymienionych w ust. 1, a więc zwierzęcia już nieżywego, zatem przekazywał je organizacji społecznej, ta zaś do schroniska itd., wedle procedury opisanej w art. 38. Dotychczasowe brzmienie przepisów nie stało na przeszkodzie powszechnej interpretacji, że chodzi tu wyłącznie o zwierzęta żywe.)

 

2. Schronisko zdefiniowane przez posiadanie pieca do spalania zwłok

Pierwotny projekt przewidywał prowadzenie schronisk dla zwierząt wyłącznie przez organizacje społeczne o statusie OPP lub przez gminy, wyłączając z tej działalności przedsiębiorców. Po drugie, ustawowa definicja schroniska obejmowała każde miejsce chowu większej ilości zwierząt domowych (z wyłączeniem hodowli prowadzonych w ramach koncesjonowanych organizacji). Miało to także prowadzić do likwidacji "pseudohodowli" (choć nigdzie nie wyjaśniono w jaki sposób).

Obie te koncepcje zostały podczas pracy w komisjach odrzucone. Należy sądzić, że głównie z powodów legislacyjnych, bo trudno by je było pogodzić z istniejącym porządkiem prawnym. Nie odstąpiono jednak od samego pomysłu wprowadzenia ustawowej definicji schroniska. Zamiast pierwotnej definicji, sformułowanej absurdalnie szeroko, zaproponowano zupełnie inną definicję, tym razem absurdalnie wąską, bo sprowadzającą prowadzenie schronisk do dziedziny bezpieczeństwa sanitarnego:

"schronisko dla zwierząt" - rozumie się przez to miejsce przeznaczone do opieki nad zwierzętami domowymi spełniające warunki określone w ustawie z dnia 11 marca 2004 r. o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt (Dz. U. z 2008 r. Nr 213, poz. 1342 oraz z 2010 r. Nr 47, poz. 278, Nr 60, poz. 372 i Nr 78, poz. 513).

Uznanie wymogów bezpieczeństwa epizootycznego, nadzorowanego przez Inspekcję Weterynaryjną, za treść ustawowej definicji schroniska będzie miało paradoksalny efekt praktycznego zniesienia tego nadzoru.

Wedle przepisów weterynaryjnych, każde schronisko (w niezdefiniowanym, potocznym rozumieniu) podlega zgłoszeniu do nadzoru weterynaryjnego, który ocenia je wedle własnych wymogów i stosuje środki nadzoru. Zarówno kryteria oceny jak i potrzebę zastosowania środków nadzoru, prawo powierza w znacznej mierze swobodnej ocenie nadzorującego. Podstawowym środkiem nadzoru jest nakaz wykonania konkretnych zaleceń. Ostatecznym zaś – zakaz prowadzenia działalności i wykreślenie z rejestru podmiotów nadzorowanych. Inspekcja Weterynaryjna zobowiązana jest nadzorować w ten sposób wszystkie faktyczne schroniska. Po wprowadzeniu proponowanej definicji, schroniska które nie spełniają pod jakimś względem (lub w pewnej ocenie) ustalonych wymogów (np. nie dysponują "osobnym pomieszczeniem do wydawania zwierząt", nie opracowały "programu deratyzacji" itp.), przestaną być schroniskami z mocy ustawy, i z tego powodu mogą nie być nadzorowane w ogóle. A dotyczy to większości schronisk.

Inspekcja najczęściej interpretuje obecne przepisy w ten sposób, że nie obejmuje nadzorem schronisk, o ile prowadzący sam nie zgłosił się do Inspekcji. Posługuje się w tym celu dwuznacznym rozumieniem terminu "działalność nadzorowana" (raz jako naturalne określenie przedmiotu działalności, a raz jako zbiór podmiotów aktualnie ujętych w rejestrach Inspekcji). Teraz będzie miała dużo lepszy, bo jednoznaczny, przepis dla odmowy interesowania się miejscami, dokąd gminy wysyłają bezdomne zwierzęta.

Gdyby przyjąć, że intencją autorów projektu było wzmocnienie nadzoru sanitarno-epidemiologicznego nad wszelkimi schroniskami, to właściwe legislacyjnie narzędzie leży w prawie weterynaryjnym a nie w prawie ochrony zwierząt. Było by nim przekwalifikowanie schronisk z działalności dozwolonej po samym zgłoszeniu na działalność dozwoloną po wydaniu decyzji o spełnianiu warunków (art. 5 ustawy o ochronie zdrowia zwierząt oraz zapobieganiu chorobom zakaźnym zwierząt).

Inna sprawa – zupełnie zasadnicza – to cel wprowadzenia projektowanej definicji z punktu widzenia ochrony zwierząt. Bo celem nadzoru weterynaryjnego nie jest ochrona zwierząt tylko ochrona zdrowia publicznego, a normy sanitarno-weterynaryjne nie są w stanie zastąpić norm opieki nad zwierzętami. Zresztą stan bezpieczeństwa sanitarno-weterynaryjnego schronisk nie stanowił nigdy problemu dla zdrowia publicznego. Dość powiedzieć, że nie jest znany przypadek, by w schronisku wystąpiła wścieklizna, przed którą głównie mają chronić te normy. Nie negując potrzeby nadzoru sanitarnego nad wszelkimi skupiskami zwierząt, trzeba stwierdzić, że problemem społeczny bierze się m.in. stąd, że normy sanitarne są jedynymi regulującymi działalność schronisk (co zresztą podkreślono także w uzasadnieniu do projektu). Inaczej mówiąc – schroniska są formalnie zakładami bezpiecznej utylizacji szczególnych odpadów, a nie miejscami opieki nad zwierzętami, bo nie ma norm takiej opieki. Proponowana definicja umacnia takie patologiczne rozumienie schronisk.

Nowa definicja schroniska jest także równie niepoprawna legislacyjnie jak proponowana poprzednio. Definicja terminu ustawowego opiera się tu na uznaniowych decyzjach nadzoru, podejmowanych na podstawie innej ustawy i dotyczącej innego przedmiotu niż deklarowany w definicji cel działania schronisk. Proponowana definicja prowadzi do kolizji przepisów prawa, bo w rozumieniu przywołanej ustawy weterynaryjnej, termin "schronisko" nie ma definicji legalnej gdyż oznacza działalność faktyczną. Co jest bardzo istotne z punktu widzenia jej celu, czyli nadzoru nad wszelkimi faktycznymi przejawami takiej działalności. Efektem wprowadzenia przepisu będzie wyłącznie psucie prawa – wszak sam żadnej nowej normy nie stanowi. Równie dobrze można by uchwalić ustawową definicję głoszącą – na przykład – że przedszkole jest takim zakładem opieki nad dziećmi, który spełnia wymogi bezpieczeństwa przeciwpożarowego. A następnie głosić, że taka definicja poprawi nadzór nad działalnością przedszkoli.

Zamieszanie z definicją schroniska, robiące wrażenie miotania się od ściany do ściany, trudno sobie wytłumaczyć inaczej jak wysiłki podejmowane dla ominięcia sedna sprawy, czyli potrzeby wprowadzenia ustawowych norm opieki wykonywanej w schronisku, obojętnie przez kogo prowadzonym. Wprowadzenie takich norm oraz środków ich skutecznej egzekucji, podcięło by bowiem fundamenty pet-biznesu, polegającego tu na tym, że pieniądze bierze się tytułem opieki, a ze zwierzętami robi się cokolwiek. Zresztą w uzasadnieniu do projektu sugeruje się oczywistą potrzebę takich norm. Co z tego, skoro konkretnie proponowane przepisy idą w odwrotnym kierunku?

Przypomnijmy, że w uzasadnieniu do pierwotnego projektu pisano: "brak dookreślenia pojęcia zapewniania opieki", "brak kontroli ze strony I.W. usankcjonowany przepisami wewnętrznymi", "brak dookreślenia pojęcia schroniska i zapewnienia opieki nad zwierzętami dało możliwość powstania ogromnej liczby różnych miejsc, w których gromadzi się zwierzęta (...) poza jakimkolwiek nadzorem i kontrolą. (...) Wprowadzenie precyzyjnej definicji schroniska pozwoli na objęcie wszelkich tego typu miejsc opieki nad większą liczbą zwierząt nadzorem i kontrolą. Jest to dodatkowo element walki z pseudohodowlami", itd, itp.

 

3. Zamiast likwidacji pseudohodowli – legalizacja

Podczas prac komisji odrzucono naiwny pomysł ministerialnej listy organizacji uprawionych do rozmnażania psów i kotów na handel. Teraz więc przyjęto, że uprawnione mają być do tego wszystkie organizacje społeczne, których statutowym celem jest działalność związana z hodowlą rasowych psów i kotów.

Założenie takiej organizacji nie jest niczym ograniczone ani nie jest zbyt kłopotliwe, można więc oczekiwać, że pseudohodowcy założą wiele takich formalnych bytów. Bo "hodowla rasy" zwierząt domowych – w przeciwieństwie do zwierząt gospodarskich – nie jest unormowana żadnymi przepisami prawa państwowego. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, by to, co akurat rozmnaża się w danej hodowli miało formalny status "rasy" – w rozumieniu organizacji pod której szyldem ta hodowla działa.

Pod względem legislacyjnym zaś, trzeba odnotować kuriozalne wprowadzanie ustawowego zezwolenia na handel (jako wyjątku od generalnego zakazu) dla podmiotów, od których prawo nie wymaga zgłoszenia tej działalności do ewidencji działalności gospodarczej. Zwzwolenia dla podmiotów, które zasadniczo od handlu się odcinają, bo są (jak np. Związek Kynologiczny w Polsce) tylko "amatorskim" stowarzyszeniem hodowców psów rasowych.

Kuriozalny jest sam pomysł ustawowej koncesji na jakiś handel dla jakichkolwiek organizacji społecznych, wszak generalnie nie po to istnieją. Projekt rozwiązuje kwestię statutowych celów organizacji przez użycie formuły "działalności związanej z ...". Czy to znaczy, że członkowie stowarzyszenia producentów psich bud będą mogli handlować także psami? Czy Ochotnicza Straż Pożarna ze Skarżyska Kamiennej, która obecnie zajmuje się wyłapywaniem bezdomnych psów, będzie teraz mogła także hodować je na handel zamiast ich wypuszczania? Wystarczy, że OSP uchwali istnienie rasy, np. "mix świętokrzyski".

Tutaj znowu mamy o czynienia z pomysłami, których niedorzeczność bierze się przede wszystkim z chęci ominięcia rozwiązań oczywistych i koniecznych. Takim rozwiązaniem jest zdjęcie z wszelkiej hodowli zwierząt domowych parasola ochronnego "działalności rolniczej" i traktowania ich jako normalnie opodatkowanej działalności gospodarczej. Zwłaszcza zaś regulowania i nadzorowania tej działalności, poprzez zezwolenia dla podmiotów przestrzegających ustalonych wymagań co do warunków hodowli i obrotu jej produktami.

Niestety, rozwiązania które są oczywiste wszędzie tam, gdzie przyjęto Europejską konwencję ochrony zwierząt domowych, nie mogą przebić się w Polsce, gdzie główną przeszkodą są rozwinięte interesy zarabiania na tych zwierzętach, reprezentowane przez patentowanych miłośników tych zwierząt.

Tadeusz Wypych
10.08.2011