Fundacja dla Zwierząt ARGOS | www.argos.org.pl

Schronisko w Celestynowie - relacja

Krystyna Pietrzak
Jak ogórki w słojach

Jest 13 grudnia 2007 r., kiedy przyjeżdżam pierwszy raz do Celestynowa. Cały czas sypie deszcz ze śniegiem i jest bardzo zimno. Kiedy nasz samochód podjechał pod zardzewiałą bramę otoczyła nas wielka liczba psów biegających zupełnie luzem, może 100 może więcej, tyle samo biegło na pomoc tym szczekającym drogą z lasu.

Myślałam, że wpadłam do jakiegoś piekła. Trudno było otworzyć samochód i z niego wysiąść, rozmowa była niemożliwa, bo psy wszystko zagłuszały. Zobaczyłam, że w ogrodzeniu stoi ocean psiej masy, (może 2000 psów, może więcej) zupełnie nie wiedziałam gdzie jestem – szok.

Jest połowa grudnia, a całe obozowisko tonie w ogromnym, mazistym błocie. Z wielkim trudem i strachem (z pomocą pracownika) doszłam do tego, co tam nazywają kociarnią, a tam następny szok z powodu stanu zdrowotnego kotów i całego pomieszczenia. Kociarnia w centrum warczącej psiej masy.

Cały obiekt tonie w błocie, bałam się że zostanę bez butów, psy wszędzie upchane do granic możliwości, w żelaznych boksach stoją w błocie jak ogórki w słojach, zupełnie nieobecne. Duży ruch panował przy szczeniakach, których była ogromna liczba i upchane były jakoś piętrowo. Może te z boksów i szczeniaki były szykowane do transportu – trudno stwierdzić.

Wyjątkowo prymitywny stan, nędza, ogromne błoto, szczury i fatalny smród. Cały budynek zapełniony psami, te biegające po lesie i drodze miały najlepiej, bo były w ruchu. Nie wiem jak można nakarmić taką liczbę zwierząt w starym domu na prymitywnej kuchni. Z personelem i dyrektor Izabelą Działak (tak nakazano nam zwracać się) nie było możliwości rozmowy z powodu ogromnej masy zwierząt. Bardzo żałowałam, że nie miałam przy sobie aparatu i nie mogłam tego przerażającego miejsca udokumentować.

Moja druga wizyta w Celestynowie przypada na połowę lutego 2008 r. Ze zdziwieniem stwierdzamy, że liczba psów z grudnia bardzo się zmniejszyła, a na placu zrobiło się dużo miejsca, co widać na zdjęciach. Wchodzimy za bramę i jesteśmy niemile widziani.

Pytamy pracownika o psy, co się stało z nimi w tak krótkim czasie? Moje pytanie pozostało bez odpowiedzi. Pytamy o koty (8 szt.), które nasz samochód dostarczył 13 grudnia 2007 r. Po tych kotach nie było śladu. Powiedziano nam, że znalazły szczęśliwe domy. W tej niby kociarni zostało kilka sztuk nowych (wszystkie chore). Wydawało mi się, że tych z pierwszej wizyty też nie było.

Stan zdrowotny niektórych kotów był przerażający. Nasza wizyta dość mocno zdenerwowała Izabelę Działak, była opryskliwa i kazała nas wyprowadzić za bramę – za dużo było pytań o zwierzęta. W pośpiechu zrobiłam kilka zdjęć nie pytając nikogo o zgodę. Na zdjęciach widać, że obozowisko zasypano piachem, nie ma już tego przerażającego błota i bardzo mała liczba psów w porównaniu do stanu z grudnia 2007 r. W kociarni także mocny ubytek. Jakie trzeba mieć samochody, aby przetransportować tak ogromną liczbę zwierząt?

Stan techniczny, otoczenie – upiorne. Dary od ludzi (koce, kołdry), nie wiem dlaczego, mokną na deszczu. Z działalnością TOZ w Polsce zetknęłam się w samym jego centrum i doznałam szoku.

Krystyna Pietrzak
e-mail (grzecznościowo):
szulc.maria@neostrada.pl