Fundacja dla Zwierząt ARGOS | www.argos.org.pl

Schronisko w Celestynowie

Dnia 28.12.2010 B.O.Z. zawiadomiło Prokuraturę Rejonową w Otwocku o przestępstwie niedopełnienia obowiązków ze strony Powiatowego Lekarza Weterynarii w Otwocku oraz o przestępstwie znęcania się nad zwierzętami przez Izabelę Działak, wieloletniego dyrektora schroniska w Celestynowie i prezesa Zarządu Głównego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce.

  Postępowanie karne

  Reportaż Telewizji Polskiej z Celestynowa, luty 2007
Strony TVP, YouTube

  Relacja Krystyny Pietrzak, zima 2007/2008

  Dokumenty

Publikowane tu dokumenty podważają to, o co czym od lat zapewnia publiczność Izabela Działak i Zarząd Główny Towarzystwa Opieki na Zwierzętami w Polsce, i co chętnie powtarzają media po dziś dzień:

  1. że setki i tysiące psów trafiających do Celestynowa to wyłącznie psy podrzucane, przywiązywane do płotu, drzew i zbierane na drodze do schroniska, ewentualnie oddawane przez właścicieli,
  2. że schronisko utrzymuje się wyłącznie z datków od ludzi dobrego serca i dlatego jest takie "biedne".

Większość psów przyjmowanych jest do Celestynowa od hycli: Klamczyńskiego, Szymczyka i Golańskiego i innych, którzy obsługują łącznie dziesiątki gmin Mazowsza i nie tylko. Przyjmowane są za gotówkę, bez umów z gminami o opiekę nad tymi zwierzętami. Ceny za przyjęcie rozpoczynały się już od 150 złotych od sztuki.

   Klamczyński, Golański, Biedrzycka

Schronisko w Celestynowie miało prawdopodobnie największy udział w likwidacji 3 tysięcy psów z 47 mazowieckich gmin za łączną kwotę 1,6 mln zł, w latach 2005-2008, gdy te interesy kwitły (patrz: dokumenty).

Ze sprawozdań TOZ nie wynika, czy i jak ta gotówka jest księgowana ("środki z gmin"?, "darowizny"?, "składki"?). Przecież formalnie TOZ nie sprzedaje usług, nie prowadzi działalności gospodarczej ani nawet odpłatnej działalności pożytku publicznego. Jasne jest tylko to, jak te pieniądze księgowane są po stronie gmin – jako zapłata dla hycla za skuteczne pozbycie się zwierzęcia w ramach zadania ochrony przed bezdomnymi zwierzętami (art. 3, ust. 2, pkt. 5 ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach).

Lansowana w mediach ckliwa legenda Celestynowa przykrywa tę nieformalność finansową, ale w konsekwencji trzeba też wmawiać otoczeniu masowe porzucanie zwierząt w Celestynowie. Bo pytanie o źródła przychodu tak licznych zwierząt, ciśnie się na usta każdemu. Podobno nawet Powiatowy Lekarz Weterynarii nie orientuje się w charakterze tego schroniska, bo w raportach z wizytacji konsekwentnie wpisuje w rubrykę "finansowanie schroniska" określenie "darowizny".

Czy można bez końca przyjmować od hycli nowe psy, by mieć pieniądze na utrzymanie tych co już są? Choć logicznie wydaje się to sprzeczne, jest to możliwe i celowe, jeśli psy utrzymuje się w przepełnieniu, w watahach, które same regulują swoją liczebność. W reportażu telewizyjnym z 2007 r. można usłyszeć wypowiedź Izabeli Działak, że po godz. 16-tej, gdy pracownicy opuszczają schronisko, "wataha pracuje". Na podstawie dostępnych dokumentów można szacować, że przez trzy lata (2004-2006) wataha "przerobiła" ponad 1.250 psów, co daje wydajność likwidacji porównywalną ze schroniskiem w Krzyczkach.

Celestynów tym tylko różni się od podobnych miejsc likwidacji psów na Mazowszu, że np. Zdzisław Lach ze swoją fundacją nie zabiegał specjalnie o tytuł miłośnika zwierząt. Ewa Biedrzycka uchodziła za miłośniczkę zwierząt, dopóki skala przerobu zwierząt jej nie przerosła. Magdalena Szwarc z Korabiewic (Kawaler Krzyża OOP za opiekę nad zwierzętami) działa nadal, ale grono wyznawców jej legendy topnieje. W długim szeregu podobnych przedsięwzięć, rola Izabeli Działak jest szczególna, bo reprezentuje ona największą organizację ochrony zwierząt w Polsce, która przez lata kształtowała istniejącą praktykę i która oprócz dwóch własnych schronisk w Celestynowie i Swarzędzu prowadzi także 15 schronisk gminnych w całej Polsce.

Szantaż moralny

500 psów zginie, jeżeli nie znajdą się pieniądze na utrzymanie schroniska dla zwierząt w Celestynowie. Schronisko działa pod patronatem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, ale zawsze funkcjonowało dzięki składkom społecznym. Ostatnio jednak niewiele osób interesuje się losem mieszkających tam zwierząt.
W maju skończyły się pieniądze, które schronisko dostało przed czterema laty od anonimowego ofiarodawcy. Od tego czasu z finansami jest coraz gorzej. – Brakuje na jedzenie dla psów. Nikt z personelu nie odebrał jeszcze wypłaty za poprzedni miesiąc. – Liczymy już tylko na jakiś cud – mówi ze łzami w oczach kierowniczka schroniska Izabela Dzialak. – Jeżeli pieniądze się nie znajdą, większość naszych podopiecznych trzeba będzie uśpić (...).

Tak donosiła Gazeta Wyborcza osiemnaście lat temu. Towarzystwo szczyci się takim dowodem nieodpowiedzialności, uwieczniając artykuł na stronach internetowych schroniska. Od tego czasu Izabela Działak rozwinęła swe zdolności medialne także w telewizji oraz awansowała na prezesa ZG TOZ. Skutecznie wmówiła społeczeństwu, że to ono podrzuca pod jej "składkowy" zakład pół tysiąca psów rocznie. Więc niech społeczeństwo daje pieniądze i nie wybrzydza, bo jak nie, to ...

Warto zauważyć, że zawsze gdy mowa o zamykaniu schronisk, to o perspektywie "uśpienia" nigdy nie mówią urzędnicy, a przywołują ją wyłącznie ci, którzy sami podjęli się opieki nad nimi. Żądanie właściwej opieki nad posiadanymi zwierzętami – bez przyjmowania kolejnych – to dla nich katastrofa. Bo to burzy cały hyclowski model opieki nad zwierzętami, który TOZ zagwarantował sobie i swoim naśladowcom w ustawie z 1997 roku.

Dylemat

Można mieć nadzieję, że przy okazji Celestynowa uda się także rozstrzygnąć ogólniejszy dylemat poznawczy. Bo jak to naprawdę jest? Czy tak, jak to lapidarnie ujął Jerzy Duszyński przy okazji sprawy schroniska TOZ w Swarzędzu, że:

"problemy prywatnych, prowadzonych często przez organizacje pozarządowe schronisk, polegają na tym, że widząc totalne zaniechania władz gmin, jak i Inspekcji Weterynaryjnej, próbują pomagać zagubionym i porzuconym zwierzętom. Przygarniają je i żywią ze swoich bardzo skromnych środków w trudnych warunkach. Bo na wszystko nie starcza".
Czy raczej jest tak, że problem z TOZ i podobnymi, toksycznymi organizacjami polega na tym, że zarabiają na pokątnym wyręczaniu gmin z opieki nad bezdomnymi zwierzętami. Bo gmin nie stać na tworzenie własnych schronisk, dopóki podlegają one wymogom przewidzianym dla zakładów utylizacji. Zaś organizacji społecznych nikt nie kontroluje skąd wzięły psy, co z nimi zrobiły i za jakie pieniądze. Im gorzej mają zwierzęta żyjące pod opieką takich organizacji, (tzn. te, które się nie zagryzły, nie padły z zaniedbania i których nie udało się "upłynnić" w inny sposób), tym większe są wpływy z ofiarności publicznej i moralnego szantażowania otoczenia.

Ta pierwsza diagnoza bardzo podoba się miłośnikom zwierząt i mediom, bo dobrze pasuje do stereotypu bezdusznego urzędnika i ofiarnego miłośnika, wywołując łatwy odruch emocjonalny, wzrost poczytności gazet i wzrost datków dla schronisk. Ta druga diagnoza narzuca się, gdy próbować dochodzić co i dlaczego dzieje się ze zwierzętami wyłapywanymi w gminach i z publicznymi pieniędzmi przeznaczonymi na zapewnienie im opieki.

Wyważenie tych sprzecznych ocen jest trudne, bo z różnych punktów widzenia widać zupełnie inne zwierzęta. Ta pierwsza diagnoza koncentruje się na zwierzętach, które ktoś w schronisku widział na własne oczy i na miejscu dowiedział się o przyczynach ich biedy. Ta druga koncentruje się raczej na tych zwierzętach (i pieniądzach), których nie ma co szukać w schroniskach, bo nie ma po nich śladu.

Rozstrzygnięcie tego dylematu poznawczego jest o tyle aktualne, że posłowie zajmują się właśnie projektem zmiany ustawy o ochronie zwierząt. Obecna ustawa odwołuje się do organizacji społecznych w 10 przepisach. Projektowana – w 28 przepisach. Warto więc wiedzieć zawczasu, czy nowa ustawa będzie trzy razy lepsza, czy może trzy razy gorsza.

Tadeusz Wypych
22.01.2011